Idziemy na Wawel

 

19 pażdziernika 1600 r. w obecności króla Zygmunta III ksiądz Piotr Skarga wygłosił w katedrze wawelskiej jedno ze swych świetniejszych, patriotycznych kazań ''Dziękowanie Bogu za zwycięstwo nad Michałem Multańskim''.

I tym kazaniem - pisze Stanisław Windakiewicz - ''zakończył się ten olśniewający wiek XVI, który był świadkiem hołdu pruskiego, trzynastu koronacji, oblężenia Maksymilianowego i tylu nieporównywanych wjazdów, pochodów i triumfów.

Nikt nie przypuszczał, że będzie to ostatni rok świetności Wawelu i że po nim nastąpią długie lata smutku, opuszczenia i klęsk''.

Opuszczony przez królów, którzy przypominali sobie o nim coraz rzadziej, bezbronny, dewastowany przez kolejne najazdy, zamek królewski tracił swe rzeczywiste i symboliczne znaczenie.

Jeszcze kilka razy zebrał się tu sejm, jeszcze w katedrze odbyło się kilka królewskich koronacji i pogrzebów, jeszcze przed królem Władysławem IV bił czołem elektor brandenburski (po raz pierwszy nie osobiście, lecz ''przez posła''), ale monarchowie coraz częściej wybierali na miejsce najważniejszych - religijnych i politycznych wydarzeń - warszawską katedrę św. Jana, warszawski zamek, Wilanów i Pole Mokotowskie.

Ostatni (hurtowy - dwóch królów i królowa) pogrzeb królewski na Wawelu odbył się w 1734 r.; dwa dni póżniej biskup Jan Aleksander Lipski po raz ostatni koronował tu króla (Augusta III Sasa).

Potem zamek krakowski mógł dla monarchów i sejmu być już jedynie symbolem gwałtu na najpiękniejszych narodowych tradycjach.

Spalony już wcześniej, w 1702 r., przez kwaterujących w komnatach Szwedów, stał się po pierwszym rozbiorze zamkiem nadgranicznym.

Po drugiej stronie Wisły, naprzeciw Smoczej Jamy, było już Cesarstwo Austriackie...

Pierwszymi, którzy patrzyli z okien Wawelu na nową granicę, byli okupujący Kraków i kwaterujący w zamku żołnierze rosyjscy.

Ci sami, którzy - przez nikogo nie zatrzymywani - zbezcześcili trochę wcześniej w katedrze groby królewskie.

Tadeusz Czacki, po przeprowadzeniu wiosną 1791 r. lustracji województwa krakowskiego, napisał w raporcie dla rządu: ''Zamek... w krótkim czasie zmieni się w zwaliska, gdy władza krajowa swojej do niej nie zbliży rozwagi''.

W następnym stuleciu Wawel - miejsce, ''gdzie wszystko jest Polską'' - wykorzystywany był, po kolejnych przeróbkach, głównie na koszary wojsk okupacyjnych.

I tak ano na białej, wapiennej skale, górującej nad pradoliną Wisły stał coraz bardziej niszczejący i coraz tragiczniejszy w swej wymowie polski wyrzut sumienia, wiecznie obecny w świadomości narodowej, odczuwany jako ''profanacja dostojnego symbolu państwowości polskiej''.

Kilkakrotnie podejmowano wysiłki, by go przed całkowitą degradacją zabezpieczyć.

W latach 1854 - 1856 ''znacznie obniżono dachy, część ich ciężaru opierając na omurowanych arkadach dziedzińca, zredukowano mur strychowy, usuwając gzyms koronujący i zmieniając proporcje gmachu, wprowadzono blanki nad basztą Senatorską i wieżą Duńską...''.

Przeróbki te poprawiały stan techniczny Wawelu, ale, niestety, kosztem dalszego zatarcia form historycznych.

Szansa na bardziej sensowne z konserwatorskiego i historycznego punktu widzenia działania pojawiła się dopiero po zmianie polityki narodowościowej Austro - Węgier.

Przypomnijmy, że od strony formalnoprawnej zamek pozostawał własnością miasta Krakowa, którego samorząd w 1868 r. podjął starania o jego odzyskanie.

Społeczeństwo przeoranych granicami zaborów ziem polskich deklarowało wszelką możliwą pomoc, nie tylko finansową, ''by móc przywrócić godność tej narodowej relikwii i rozpocząć jej ratowanie''.

Zgodnie z ogólnymi oczekiwaniami na Wawelu mieścić się miał dostępny szerokiej publiczności skarbiec narodowych pamiątek i dzieł sztuki.

Okazja do odzyskania, co nasze, wydarzyła się we wrześniu 1880 r., w czasie starannie przygotowanej wizyty w Krakowie cesarza Austro - Węgier, Wielkiego Księcia Krakowa (tak brzmiał jeden z jego tytułów) pięćdziesięcioletniego Franciszka Józefa I.

Monarcha raczył - po raz drugi w czasie swego panowania - zwiedzić wawelskie wzgórze.

Na koszarowym dziedzińcu delegacja sejmu galicyjskiego z marszałkiem krajowym Ludwikiem Wodzickim, realizując arcysprytny manewr polityczny Mikołaja Zyblikiewicza, wręczyła najjaśniejszemu panu petycję z ''najuniżeńszą prośbą'', by raczył przyjąć Wawel na rezydencję habsburską i przywrócił go do dawnej świetności.

Cesarz już w 1897 r. zareagował pozytywnie i po odwiedzinach w Krakowie arcyksięcia Franciszka Salwatora (1891) oraz arcyks. Karola Ludwika (1894) zapadła w Wiedniu decyzja, by wawelskie wzgórze wróciło w całości w ręce polskie.

Monarcha wyraził równocześnie życzenie, by część zamku przeznaczyć na przechowywanie pamiątek narodowych i dzieł sztuki, a także wyznaczył roczną subwencję 100 tys. koron jako swój udział w kosztach odnowienia Wawelu.

Łączne, poniesione głównie przez polskie społeczeństwo, koszty wykupu zamku i urządzenia w niej rezydencji najjaśniejszego pana na czas jego pobytów w Krakowie wyniosły - jak podaje Stanisław Broniewski - 2 mln 714 tys. 606 koron i 89 halerzy (Kasa Oszczędności m. Krakowa przekazała 800 tys., Sejm Krajowy 100 tys. koron).

Za pieniądze te (subwencje ze Lwowa i Wiednia wpływały regularnie aż do 1918 r.) wybudowano koszary artylerii, zbrojownię i magazyny na ul. Rakowickiej oraz szpital wojskowy na ul. Wrocławskiej - łącznie osiem budynków.

Akt przekazania zrujnowanego zamku królewskiego na własność kraju podpisano 7 sierpnia 1905 r.

Historyczną część Wawelu, w tym zamek - zdewastowany symbol świetności dawnej Rzeczypospolitej - wojsko opuściło natychmiast.

Rozpoczęły się żmudne prace konserwatorskie.

Jak podają autorzy, do końca panowania austriackiego w Krakowie suma wszystkich wydatków na Wawel przekroczyła 5,5 mln koron, z czego strona polska pokryła ok. 4,5 mln.

Równie ważne jednak było opracowanie koncepcji - jak i w jakiej kolejności restaurować.

A koncepcji było co najmniej kilka: od nadania zamkowi statusu ''malowniczej ruiny'', po wizję Władysława Ekielskiego i Stanisława Wyspiańskiego, widzącego w uwolnionym od wzniesionych przez zaborców budynków i murów obronnych Wawelu ''Polskie Akropolis'' z siedzibą przyszłych władz centralnych i urzędów odrodzonej Rzeczpospolitej: króla, senatu, Akademii Umiejętności, teatru, stadionu etc.

Podstawowym celem było ratowanie narodowej relikwii przed całkowitym zniszczeniem.

Równocześnie ''Brzydota zamku, wstrząsająca w zestawieniu z jego dawnymi widokami, wymagała przeprowadzenia daleko idących korekt estetycznych''.

Stan techniczny budowli - potwierdzony przez prowadzone już wcześniej przez Polaków badania - był fatalny, spory, która część zamku ma być rezydencją cesarską (pierwotnie przeznaczono na nią drugie piętro i część parteru), a która składem pamiątek - przez długi czas nierozstrzygnięte.

Prace przygotowawcze, a potem i wykonawcze koordynował doradczy Komitet Krajowy Restauracji Zamku z siedzibą we Lwowie (który, przypomnijmy, był stolicą Galicji).

Innym organem opiniotwórczym i kontrolnym było Grono Konserwatorów Galicji Zachodniej.

Propozycje konkretnych rozwiązań architektonicznych i technicznych, piekielnie trudne do uzyskania consensusy: co zburzyć, co zostawić? - formowano w Kierownictwie Odnowienia Zamku, któremu aż do 1914 r. przewodził Zygmunt Hendel.

Roboty budowlane trwały od jesieni 1905 do 3 sierpnia 1914 r. (czyli do wybuchu wojny).

Rozpoczęły się od prowizorycznego zabezpieczenia dachów, usuwania wtórnych ścianek działowych, odbijania tynków itp.

Pracowało ''2 podmajstrzych, 66 murarzy i 40 chłopów'', a także firmy kamieniarskie, znane i te zarabiające dopiero na Wawelu na swą sławę i chwałę.

Zainteresowanie postępami prac było ogromne, na Wawelu pojawiły się wkrótce pierwsze wycieczki, a pierwsi przewodnicy pokazywali mur, oddzielający sypialnie ślubującej czystość Kingi i Bolesława Wstydliwego, czy - na dziedzińcu Batorego - wannę, w której ponoć kąpała się w ptasim mleku królowa Bona (był to zresztą ostatni moment, bo łażnię królewską, niestety, wyburzono).

Zapotrzebowanie na takie opowieści było i jest dziś na Wawelu (podobnie jak w każdym chyba zamku na świecie) ogromne i zrozumiałe.

W Krakowie i we wszystkich ziemiach polskich dochodziło do tego okrutnie niecierpliwe oczekiwanie na ''przywrócenie zamkowi dawnego znaczenia i powagi rezydencji monarszej''.

A tymczasem prace koncentrowały się na rzeczach mało romantycznych (''okna zostają takie jakie są, nie wolno fałszować renesansowych''), dopiero po dwu latach prasa pisała o smokach - rzygaczach na dziedzińcu, o rekonstrukcji stropu kasetonowego, o całkowitym wyburzeniu omurowania arkad, o odzyskaniu świetności przez salę Poselską....

Do zakończenia pierwszej ze światowych wojen wypracowano i wdrożono kompromisowy kierunek odnowienia.

Usunięto najbardziej rażące nawarstwienia z czasów austriackich.

Ukończono - przy ogromnym wysiłku finansowym - dachy nad całym zamkiem.

Skala, zakres i tempo prac rzucały na kolana, wystawiając najlepsze świadectwo nie tylko wykonawcom, ale i polskiemu - nareszcie mądremu - pojmowaniu patriotyzmu.

To trzeba zobaczyć, te stare fotografie z pionierskich lat, porównać je z dzisiejszą sławą i chwałą zamku, przekonać się na własne oczy, jak było naprawdę.

Jak z ''malowniczej ruiny'', z ''obrazu nędzy i rozpaczy'' zamek na wawelskiej skale przepoczwarzał się w budowlę godną tysiącletniej tradycji siedziby królów i książąt, godną ambicji całego społeczeństwa, osobliwie darczyńców, którym jakże mądrze przyznano prawo umieszczania na ścianach komnat swych - małych, bo małych, ale zawsze - tarcz herbowych, a potem - już na murach - tabliczek ze swym nazwiskiem i, komu wola, nazwą firmy.

30 września 1927 r., po raz pierwszy od czasów rozbiorów nocował na Wawelu człowiek stojący na czele państwa - prezydent RP Ignacy Mościcki.

Prezydent - który życzył sobie, by jego wawelska siedziba znajdowała się w samym zamku, a nie w proponowanych mu budynkach dawnych kuchni królewskich - był ''podwójnie u siebie'': zamek podlegał m. in. jego Kancelarii Cywilnej.

Charakterystyczne dla naszej długości i szerokości geograficznej spory kompetencyjne doprowadziły do powołania w 1930 r. podzielonego na cztery komisje Państwowego Komitetu do spraw Odnowienia Zamku Królewskiego na Wawelu, na czele którego aż do wybuchu II wojny światowej stał absolwent czterech wyższych uczelni Adolf Szyszko - Bohusz (z uwagi na szeroki rozrzut tematyczny zainteresowań i realizacji zwany w Krakowie ''Wszystko Bohusz''), autor genialnego pomysłu ''cegiełkowego''.

Co przybyło na zamku za jego kadencji?

To, co jest do dzisiaj, choć prawie nikt już tego nie kojarzy z konserwatorsko - budowlanymi pracami międzywojnia, m. in. pierwsza elewacja całego zamku, kominki Wawelu i kolorowe posadzki; renesansowe i barokowe stropy i kamienne portale; dekoracje sal Pod Zodiakiem i Pod Planetami; i wielkie piece kaflowe; kominki i żelbetowy strop w Sali Sreber.

Szyszko - Bohusz, jedna z najbardziej zasłużonych acz i kontrowersyjnych postaci w historii odnowy zamku, umiał prawie zawsze przeforsować swoją wolę.

''Namiętne dyskusje wywoływał odbiór restaurowanych pomieszczeń.

Na łamach prasy krytykowano nadmierne bogactwo i przepych komnat...

Zastrzeżenia budziły też marmurowe posadzki, zwłaszcza na parterze, a także ozdobne stropy, komentowane jako efekt pośredni pomiędzy historyzmem a fantazjowaniem na tematy historyczne.

Raziło także (''autentyk rzeczą nadrzędną!'') ogólne wrażenie nowości''.

Ha, a jakże miały teraz wyglądać ściany dawnej rezydencji Piastów, Jagiellonów i (od czasu do czasu) Wazów, oczyszczane z koszarowego brudu, smrodu i poniżenia?

Najcenniejszą autentyczną częścią architektury są nienaruszone dawne proporcje, grubość murów, stosunek szerokości izb do wysokości...

Nie wygląd, nie stan zachowania zamku oddziałują na nas, ale świętość miejsca! - wołał Szyszko - Bohusz i volens nolens (miał poparcie samego prezydenta RP) trzeba go było słuchać - co zresztą Wawelowi - najczcigodniejszemu relikwiarzowi przeszłości, widomemu znakowi ciągłości historycznej, wcale na złe nie wyszło.

Wprost przeciwnie, z dzisiejszej perspektywy dorobek międzywojnia należy uznać za imponujący.

Na restaurację czekały m. in. wnętrza skrzydła zachodniego, budynek dawnych kuchni królewskich, baszta Senatorska, nawierzchnia dziedzińca arkadowego, wreszcie stoki i dawne ogrody królewskie.

Tymczasem w 1939 r. na Wawel wprowadził się kolejny okupant: hitlerowskie Niemcy i generalny gubernator dr Hans Frank.

Pierwszym jego pomysłem było stworzenie na piętrach skrzydła zachodniego apartamentu dla Hitlera (w miejsce planowanego apartamentu prezydenckiego).

Ostatecznie dawną sypialnię prezydencką w baszcie Duńskiej zajął sam Frank, lokując rodzinę w Kurzej Stopce.

W gotyckich parterowych salach obrabowanego w 1795 r. przez Prusaków Skarbca Koronnego urządzono piwiarnię, w sali Senatorskiej powstało kino, zniszczono zespół oficyn zamkowych (kuchnie, spichlerz, wozownie), usunięto ze wzgórza pomnik Kościuszki.

Elewacje otrzymały detale nawiązujące do stylistyki hitlerowskiej.

W 1945 r. nowe władze odebrały Wawelowi funkcję rezydencji głowy państwa.

Rozpoczęło się usuwanie - tym razem niemieckich - przeróbek i adaptacji, odzyskiwanie wyposażenia wnętrz.

Przez najbliższe kilkadziesiąt lat zamek miał pełnić głównie funkcję muzealną.

Ambitne plany Szyszko - Bohusza, dotyczące restauracji czekających na konserwatorów od 1905 r. sal zamkowych, odsunięto na plan dalszy.

Nie jest to być może określenie do końca prawdziwe, ale nie da się ukryć, że pozbawiona wsparcia politycznego odnowa wawelskiego wzgórza aż do 1955 r. szła topornie.

Potem na Wawelu pojawiają sę na stanowiskach opróżnionych przez wiatr historii nowi ludzie, profesorzy Alfred Majewski, Jerzy Szablowski, wraz z nimi młodzi, zdolni konserwatorzy, nowe koncepcje i możliwości wykonawcze.

Najwyższy czas, bo obiekty architektoniczne, w tym i Wawel, narażone są na niszczące działanie atmosfery a pozbawione (fundusze!) efektywnych środków obrony niszczeją w zastraszającym tempie.

Na szczęście powstaje Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa, a miasto wraz z zamkiem wpisane zostaje na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.

Co było dalej - a było bardzo, bardzo wiele - opowiada szczegółowo i arcyciekawie książka i równie pasjonująca wawelska wystawa ''Wawel narodowi przywrócony''.

No, to idziemy na Wawel...

Tekst: Leszek Mazan
Źródło: "Dziennik Polski" 18 marca 2005 r.

Zobacz Także

blog You tube facebook Twitter

Kontakt


E-mail: fortyck@fortyck.pl

Fortyck.pl