Amon Goethe - kat obozu ''Płaszów''

 

Do procesu Amona Goetha, jednego z największych zbrodniarzy hitlerowskich, przygotowywano się miesiącami.

Człowiek odpowiedzialny za likwidację żydowskiego getta w Krakowie i Tarnowie oraz własnoręczne zamordowanie około 500 osób do końca twierdził, że nie zrobił nic złego.

Jego ostatnie słowa brzmiały - Heil Hitler!

Amon Leopold Goeth ur. 11 grudnia 1908 w Wiedniu z zawodu był literatem.

Wydawać by się mogło, że humanistyczne wykształcenie rozwija w człowieku wrażliwość na ludzkie cierpienia.

W przypadku Amona Goetha to się nie potwierdziło.

Literat na usługach hitlerowców
- Taka sytuacja nie była w ówczesnych Niemczech wyjątkiem.

Zbrodniarzami Hitlera byli często wykształceni i światli ludzie: prawnicy, lekarze, a nawet duchowni - mówi dr Edyta Gawron z Katedry Judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, która w kwietniu 2011 roku w siedzibie Towarzystwa Miłośników Zabytków i Historii Krakowa wygłosiła wykład na temat procesu zbrodniarza.

O dzieciństwie i młodości przyszłego komendanta obozu koncentracyjnego Płaszów wiadomo niewiele.

Przybycie do Krakowa w 1941 r. wiązało się z poważnym awansem.

Ze zwykłego członka SS stał się kimś ważnym - powierzono mu budowę obozu, którego następnie został komendantem.

Swoje "rządy" znaczył licznymi ofiarami żydowskich więźniów, których mordował pod byle pretekstem.

- Potrafił wejść na balkon swojej willi na terenie obozu i strzelać do więźniów, którzy jego zdaniem "ociągali się" przy pracy, ale także bez wyraźnego powodu - mówi dr Edyta Gawron.

Uczestniczył osobiście w wielu akcjach, pociągających za sobą ofiary w ludziach - likwidacja gett, inspekcje w miejscach pracy przymusowej.

Taką scenę można oglądać w "Liście Schindlera", filmie opowiadającym o losach żydów w krakowskim obozie Płaszów.

Rolę przesiąkniętego do szpiku złem hitlerowca zagrał angielski aktor Ralph Fiennes.

Jako sadystyczny komendant obozu był tak przekonujący, że kiedy po projekcji filmu w jednym z amerykańskich miast zapytano studentów, kto był komendantem obozu, większość odpowiedziała - Ralph Fiennes.

Czy z balkonu padły strzały?
Zdaniem Jana Grabca, właściciela willi i założyciela Instytutu Schindlera, scena z filmu Spielberga, gdzie Amon Goethe wchodzi na balkon swojego domu i strzela do więźniów na terenie obozu, jest mało realna.

- W tym przypadku reżysera poniosła fantazja.

Na balkonie było już wielu specjalistów, którzy sprawdzali możliwość oddania strzału na teren obozu.

Wszyscy stwierdzili, że jest to niemożliwe, ze względu na zbyt dużą odległość - mówi właściciel willi.

Jan Grabiec zwraca uwagę na jedno ze zdjęć Amona Goetha ze strzelbą.

Na fotografii mężczyzna stoi na tarasie położonym na parterze, choć barierki tarasu mogłyby sugerować, że jest to taras położony na wyższych piętrach.

Jego zdaniem, filmowcy przenieśli ten obrazek na górny balkon i wykorzystali do kręcenia sceny strzelania do więźniów.

Willa, zwana również "Czerwonym domem" w którym mieszkał komendant obozu, mieści się przy ul. Wiktora Heltmana 22 w Krakowie.

Jest to stary, nie wyremontowany budynek, który jak zapewnia nas właściciel, w ciągu 60 lat miał prawie 40 lokatorów.

Był tu zakład ślusarski, piekarnia i warsztat samochodowy.

W piwnicy znajduje się autentyczna szafa na mundury i wanna, w której kąpał się Amon Goeth.

- Dom odwiedzają ludzie z całego świata.

Księgi pamiątkowa mogłoby mi pozazdrościć niejedno muzeum.

W 2003 roku gościło u mnie 240 lotników armii Izraela.

Z honorami wręczyli mi medal, dziękując za możliwość odwiedzenia miejsca, które było świadkiem historii - wspomina właściciel willi w Płaszowie.

Dom odwiedzają często potomkowie więźniów obozu i ich rodziny.

- Dla żydów jest to miejsce niemal święte, położone na szlaku pamięci ofiar holokaustu - zapewnia Jan Grabiec.

Szatański korowód
Jeden z obrazów Artura Szyka, malarza pochodzącego z Łodzi, przedstawia "Szatański korowód", w którym biorą udział Hitler i najwierniejsi wyznawcy jego ideologii z całego świata.

- Do tego korowodu doskonale pasowałby Amon Goeth, człowiek całkowicie pozbawiony ludzkich uczuć - mówi prof. Aleksander Skotnicki, Kierownik Katedry Hematologii Collegium Medium w Krakowie, opiekun "Schindlerowców", osób uratowanych przez Oskara Schindlera.

Zdaniem lekarza, w obozie koncentracyjnym Kraków - Płaszów liczyły się dwie osoby - Amon Goeth, który swoją działalność znaczył trupami niewinnych ofiar i Oskar Schindler, przedsiębiorca, ratujący żydowskich robotników przed zagładą w obozach koncentracyjnych.

- Schindler podczas spotkań z Goethem, upijał swojego rówieśnika (obaj urodzeni w 1908 roku) najdroższym koniakiem, żeby zmniejszyć liczbę śmiertelnych ofiar - mówi prof. Skotnicki.

Lekarz wspomina rozmowę sprzed 10 lat z Józefem Reinerem, byłym więźniem obozu w Płaszowie, który przeżył "spotkanie" z Amonem Goethem.

- Podczas pracy przy przenoszeniu desek, Reiner, z powodu chorej nogi, został przeznaczony do pilnowania marynarek i płaszczy pracujących więźniów.

Miejsce to było widoczne z okna kancelarii Goetha, który często obserwował pracę w obozie.

Kiedy zauważył, że Reiner wraz z innym więźniem siedzą zamiast stać, zawołał ich do siebie i kazał się odwrócić.

Pierwszy więzień próbował uciekać.

Po chwili padł trafiony kulą.

Następnie komendant podszedł do Reinera, ustawił go tak, żeby nie chybić i strzelił.

Więźniowi udało się przeżyć.

Leżał nieruchomo kilka godzin w kałuży krwi, bojąc się, że Goeth może przyjść i go dobić.

- Przeżył obóz i opowiedział mi tę historię osobiście - wspomina krakowski lekarz.

Ponoć po oddaniu ostatniego strzału Amon Goeth, zwrócił się do swojego sekretarza Mieczysława Pempera, któremu dyktował jakiś list, jakby nigdy nic pytając - To na czym skończyliśmy?

- Dla komendanta obozu Żydzi nie był ludźmi, patrzył na nich jak na istoty niższego rzędu.

Jego duszę wypełniła ideologia faszystowska, przez co sam stał się jej ofiarą.

Takiemu człowiekowi należy współczuć, ponieważ został pozbawiony cech ludzkich.

Stał się maszyną sytemu, która nawet w chwili skazania na śmierć za ludobójstwo i wykonania wyroku przez powieszenie, potrafiła wypowiedzieć słowa - Heil Hitler - uważa hematolog.

Nie patrzcie mu w oczy
Richard Friedemann we wspomnieniach z obozu w Płaszowie, zatytułowanych "Jeden z wielu", tak opisuje komendanta "Nikt nie chciał go spotkać twarzą w twarz.

Goeth był wysokim, dość otyłym mężczyzną.

Wśród więźniów krążyły opowieści ostrzegające przed patrzeniem mu w oczy, kiedy stoi w pobliżu, gdyż traktował to jak wyzwanie, a osoby, które odważyły się to uczynić po prostu mordował".

"Miałem kiedyś okazję obserwować go, gdy przechodził w pobliżu.

Był rzeczywiście tak zwalisty, jak głosiły pogłoski.

Na osadzonej na tęgim cielsku głowie, niesymetrycznie wykrzywionej niepowtarzalnym grymasem, jakby widział tylko na jedno oko, schowane za grubymi policzkami".

Friedemann opisuje przypadek, kiedy Goeth podchodzi do pracującego więźnia i zaczyna pytać go, czy ma rodzinę.

Mężczyzna odpowiada, że tak, na co komendant prosi go o zdjęcie.

Więzień wyjmuje z kieszeni fotografię.

To samo robi Goeth - wyjmuje swoje rodzinne zdjęcie, rozprawiając o żonie, o dziecku.

Więzień chcąc okazać zainteresowanie fotografią komendanta mówi: "Ach jaka wspaniałą rodzina".

Słowa te wywołują uśmiech na twarzy komendanta, który po chwili każe wracać do pracy.

Kiedy więzień schyla się, żeby nabrać kolejną łopatę, komendant wyciąga broń, przystawia do głowy więźnia i strzela.

"Byłem wstrząśnięty i przepełniał mnie gniew: byliśmy właśnie świadkami właściwego sadystom postępowania, ich zapiekłej nienawiści, ich wyzutego z wszelkich skrupułów fanatyzmu" - pisze były więzień obozu.

Egzekucję wykonywano trzy razy
Amon Goeth nie tylko mordował więźniów obozu, ale również ich okradał.

- Często rekwirował ich rzeczy, gromadząc majątek, który później chciał wywieźć w bezpieczne miejsce.

W pociągu, w którym Oskar Schindler wywoził swoją fabrykę do Brünnlitz były też pudła z napisem "Goeth", z zawartością rabunku komendanta z Płaszowa - mówi dr Edyta Gawron.

Złodziejska działalność Goetha została zauważona przez władze hitlerowskie, które w 1944 roku aresztowały komendanta pod zarzutem kradzieży i malwersacji finansowych.

Nadchodząca klęska nazistów nie pozwoliła go osądzić.

Goeth trafił do sanatorium.

W 1945 roku schwytali go amerykańscy żołnierze i osadzili w obozie jenieckim w Dachau.

Stamtąd amerykanie przekazali go Polakom, ponieważ zbrodnicza działalność hitlerowca odbywała się głównie w granicach Polski.

Proces Amona Goetha przed Najwyższym Trybunałem Narodowym odbywał się przy ul. Senackiej w Krakowie, od 27 sierpnia do 5 września 1946 roku.

Był pierwszą zakończoną sprawą o ludobójstwo.

Chętni do przysłuchiwania się mogli brać udział w procesie tylko przez godzinę, po której wchodzili następni.

Podczas procesu dochodziło do dramatycznych scen, ludzie mdleli, słuchając zeznań świadków z obozu, inni wykrzykiwali groźby w stronę oskarżonego, wielu chciało dokonać samosądu na zbrodniarzu.

Oskarżony do końca procesu twierdził, że jest niewinny, że wykonywał tylko polecenia.

Sąd skazał Amona Goetha na karę śmierci przez powieszenie.

Wyrok wykonano 13 września 1946 roku w krakowskim więzieniu przy ul. Montelupich.

Nagranie z wykonania wyroku można znaleźć w Internecie.

Dopiero trzecia próba egzekucji zakończyła się śmiercią Goetha, który podczas wykonywania wyroku wydawał się spokojny i opanowany.

Trzykrotnie wkłada głowę pod szubienicę, bez cienia strachu.

Brak emocji i poczucia skruchy, nawet w ostatnich chwilach życia, w upiorny sposób ukazuje wpływ faszystowskiej ideologii na życie ludzi, którzy uwierzyli, że nowy świat można budować na zbrodni.

Gorzkie dziedzictwo
W internecie można znaleźć poruszający dokument "Inheritance" ("Dziedzictwo"), pokazujący trudne spotkanie córki Amona Goetha z Helen Jonas - Rosenzweig, która przeżyła Płaszów.

Kobieta widywała zbrodniarza codziennie, mieszkając i pracując w jego willi jako służąca.

Córka komendanta obozu, Monika, urodziła się w 1945 roku, jako nieślubne dziecko Amona Goetha i jego kochanki Ruth Irene Kalder.

Nigdy nie poznała ojca, skazanego po zakończeniu wojny na karę śmierci.

Helen spotyka się z Moniką w willi, w której mieszkał Goeth.

Była służąca hitlerowca opowiada o zwierzęcej potrzebie zabijania jej ojca.

Córka Goetha podczas rozmowy próbuje bronić swej matki, twierdząc, że o niczym nie wiedziała.

Wyprowadzona z równowagi Helen stwierdza stanowczo, że matka Moniki wszystko doskonale widziała i słyszała strzały.

Z przerażeniem pyta Monikę, czy zdaje sobie sprawę z tego, ile tysięcy ludzi tu zginęło?

Opisy do załączników:
1 - Willa, zwana również "Czerwonym domem", w której mieszkał komendant obozu, mieści się przy ul. Wiktora Heltmana 22 w Krakowie

Willa, zwana również "Czerwonym domem", w której mieszkał komendant obozu, mieści się przy ul. Wiktora Heltmana 22 w Krakowie

Tekst: Marcin Banasik
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 23 lipca 2011 r.

Zobacz Także

blog You tube facebook Twitter

Kontakt


E-mail: fortyck@fortyck.pl

Fortyck.pl